Kochani!
Długo mnie tu nie było. Nie wiem czy wróciłabym, gdyby nie to, że mąż suszy mi głowę o to, że powinnam wrócić do blogowania, bo to jedyna rzecz, którą robiłam dla samej siebie.
Musiałam się oswoić z tym, że teraz znów będę marzyć o białym domku, ale wierzę że marzenia się spełniają i kiedyś znów będę go mieć :) Myślę, że musiałam dojrzeć do powrotu i chyba w końcu to się stało :) Nie wiem też od czego zacząć tyle się wydarzyło w tym czasie. Myślę, że najważniejsza w tym wszystkim była nasza przeprowadzka. Poprzedziły ją godziny, a nawet tygodnie rozmów, w efekcie których wróciliśmy w nasze rodzinne strony. Nie chcę Was zanudzać naszymi rodzinnymi perypetiami, ale trochę muszę :) Ostatni raz w moim warszawskim mieszkanku byłam 29 maja - wychodząc z niego nawet nie przypuszczałam, że już do niego nie wrócę, że nie zobaczę go takim jakie było kiedy w nim mieszkaliśmy. Wszystkie rzeczy spakował i przewiózł Grześ. Za co jestem mu ogromnie wdzięczna, bo mnie byłoby dużo ciężej to robić. Na razie w mieszkaniu w ciągu tygodnia przebywa Grześ z lokatorem, a od jakiegoś czasu mieszkanie zostało wystawione na sprzedaż. Raz chcę żeby się sprzedało jak najszybciej, a po chwili zaczynam łapać się na myśleniu, że najlepiej żeby się nikt nie znalazł :) Do tej pory nie mogę się pogodzić z tym, że zostawiłam tam swój pierwszy prawdziwy dom. O tym, w którym obecnie mieszkamy na pewno nie mogę powiedzieć, że jest mój, choć formalnie jak najbardziej nim jest. Żeby za dużo nie myśleć i choć trochę poczuć się jak u siebie rzuciłam się w wir remontowania. Chociaż remont to za dużo powiedziane, bo głównie było to malowanie ścian ;) Wstawiliśmy nasze meble, dokupiliśmy kilka nowych i zaczęło to jakoś wyglądać. Najbardziej brakuje mi mojej białej kuchni - tutaj nie mogłam jej przewieźć, a ta która tu jest no cóż.... biała na pewno nie jest ;) Postaram się jak najszybciej pokazać Wam jak teraz mieszkamy. A tak poza tym Mikuś jest wreszcie szczęśliwym przedszkolakiem - chociaż od dwóch tygodni chorującym ;) Ma cudownego pana przedszkolanka - tak, tak Pana :) Moje dziecko biegnie do przedszkola z radością i za nic nie chce do domu wrócić ;) Gabrysia rośnie jak na drożdżach i niedługo będzie mieć już 10 miesięcy. Jest roześmianym i bardzo gadatliwym brzdącem, zapatrzonym w starszego brata - nie wiem czy to dobrze ;) Za to od kilku dni próbuje stawiać pierwsze kroki :) Strach się bać chodzenia w wykonaniu Gabi, bo jest bardzo ruchliwa i szybka ;) Z racji tego, że w ciągu tygodnia jestem z dziećmi sama nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Ciągle jest na etapie urządzania i remontowania. Dobrze chociaż, że skończyłam robić przetwory, bo na tym też spędziłam sporo czasu ;) W tym roku doszły jeszcze mrożonki, bo zostałam szczęśliwą posiadaczką ogromnej zamrażarki ;)
Na dziś koniec, bo i tak wyszło bardzo dużo czytania, za co Was z góry przepraszam.
W następnym poście pokażę Wam jeszcze nasz poprzedni domek, bo wiszą nade mną zaległości.
Nie wiem czy tu jeszcze ktoś zagląda, ale jeśli tak to jestem Wam bardzo wdzięczna za czekania na mój powrót.
Buziaki!
Monika
Zaglądałam i czekałam... Wreszcie jesteś. I niech tak zostanie:)
OdpowiedzUsuń-tajemnicza, acz przychylna zaglądaczka
No wreszcie, jakiś znak życia koniecznie zostań. Pozdrówki
OdpowiedzUsuńCierpliwości kochana , się nie obejrzysz a się zaaklimatyzujecie w nowym miejscu i jeszcze zasypiesz nas postami z nowego domku :) Pozdrowienia dla całej rodzinki :) Widzisz jak czas leci , niedawno szykowałaś kącik dla małej Gabi a tu juz 10 mcy ....
OdpowiedzUsuńMam wielka nadzieję, że odnajdziesz się w nowych warunkach i pokochasz swój nowy domek. Życzę Ci wszystkiego najlepszego!!! Już czekam na pierwsze zdjęcia Twojego nowego domku. Pozdrawiam, Ania
OdpowiedzUsuńOj tam! Będzie dobrze! Stworzysz w nowym miejscu piękny dom, na wszystko trzeba tylko trochę czasu. Nie od razu przecież Rzym zbudowano i jak to w życiu bywa - raz są wzloty, raz upadki...
OdpowiedzUsuńDom jest tam gdzie Wy.Pozdrawiam serdecznie .
OdpowiedzUsuńCzekałam na Twój post :) faktycznie wielkie zmiany u Was! Najważniejsze że jesteście zdrowi. A reszta jeszcze się ułoży. Meble to nie problem. Dzisiaj te jutro inne. Najważniejsze abyście byli szczęśliwi. I szczerze Ci powiem, że gdybym miała taki wybór jak ty to z pewnością wybrałabym przeprowadzkę na wieś. Cisza, spokój, świeże powietrze.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na Twoje kolejne wpisy :)
Jak słyszę w jednym zdaniu słowa: wieś, spokój, cisza, czyste powietrze, to od razu pojawia się na mojej twarzy szeroki uśmiech ;) 4 lata temu przyjechała odwiedzić mnie koleżanka, dawno nie widziana, taka jeszcze z czasów studenckich. Dotarła do mnie późno w nocy. To było latem. Rano wyszła na balkon, ja do niej dołączyłam. I ta koleżanka, Boże, jak tu u ciebie pięknie, zielono, jakie drzewa, a jaka cisza, tylko ptaki słychać i spokój i och i ach. I w końcu się wyspałam. Popatrzyłyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Ona mieszka na wsi, ja w Warszawie :) Nie mieszkam oczywiście w centrum, ale na obrzeżach Warszawy. Wsiadam w samochód i w 15 minut jestem pod pałacem kultury, kina teatry, galerie, gwar i szum ;) Wracam do domu, wystarczą 2 minuty spacerkiem, żeby znaleźć się w lesie. Mąż potrafi rano wyjść na spacer z psem, a wrócić z grzybami na obiad ;) I tak, to jest Warszawa. Jest cisza (no dobra, niektóre ptaki, zwłaszcza rano, potrafią zrobić pobudkę ;) spokój, świeże powietrze, las, mili sąsiedzi. Bardzo często słyszę określenie, że „tu jest jak na wsi”,tylko takiej bardzo zadbanej ;) Tak, to jest ciągle Warszawa :) Natomiast moja koleżanka narzeka na sznury samochodów przerzedzających dniem i nocą pod jej domem, na wsi. W czasie podróży po Polsce faktycznie zaczęłam przyglądać się polskim wsią. Setki samochodów, spaliny, hałas... I wtedy za każdym razem, w myślach dziękuję opatrzności za miejsce, w którym mieszkam. Obawiam się, że w XXI wieku pojęcia „wsi” i „sielskości” coraz bardziej są sobie odległe. Ale mam nadzieję, że mimo wszystko są jeszcze takie miejsca, które wyglądają i w których można się poczuć jak na idyllicznej wsi.
UsuńA wracając do autorki bloga i jej przeprowadzki. Zgadzam się z wieloma komentarzami tutaj. Ponad wszystko najważniejsza jest rodzina, miłość i zdrowie. Niby takie banały, ale to jest fundament wszystkiego. I to prawda, że dom tworzą nie ściany, ale ludzie!
Pozdrawiam serdecznie i już nie mogę się doczekać kolejnych wpisów :)))))))))))))))
Aga
A ja zazdroszczę przeprowadzki ;-) Z drugiej strony faktycznie żal zostawiać ukochane cztery kąty. Podejrzewam jednak, że to przejdzie przy urządzaniu nowego gniazdka :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo tylko kwestia czasu. W końcu i ten dom będzie Twoim domem. Wprowadzenie zmian, ustawienie wszystkiego, tak jak lubisz i kochające osoby wokół Ciebie - to na pewno pozwoli Ci poczuć się jak w domu.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby właśnie tak było.
Pozdrawiam :))
Będzie dobrze:)
OdpowiedzUsuńNareszcie jesteś, dużo zmian u Was, ale napewno na lepsze, czekamy wszyscy, znając Twój gust będzie super! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzekaliśmy wszyscy na Twój powrót :) Powoli do wszystkiego się przyzwyczaisz. Niedługo mnie i moją rodzinę również czeka z przeprowadzka, więc wiem co czujesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zagląda nas pewnie całkiem sporo, czeka z nadzieją wiele bo pokazywalas nam prawdę, piękno, swoje pasje, swoją rodzinę. Trochę żal ze tak nagle się musiałaś przenisc, jeżeli możesz to powiedz co się stało. Jesteś uparta, zdolna, cierpliwa i masz wspaniałego męża, dacie rade w nowej rzeczywistości. Trzymam kciuki i pozdrawiam was wszystkich. Ila
OdpowiedzUsuńCieszę się ,że wróciłaś. Brakowało mi Twoich postów z wystrojem. Nawet mojej mamie polecilam tego bloga.
OdpowiedzUsuńCzas dla siebie i swoich pasji jest bardzo potrzebny... fajnie, że wracasz! Witaj z powrotem :)
OdpowiedzUsuńWszystko z czasem się ułozy:) Cieszę się, ze napisałaś.... Czekam na kolejne wpisy!
OdpowiedzUsuńściskam najserdeczniej
Przeprowadzki są ciężkie ,ale też mają swój urok i zmuszają do twórczego myślenia, a tego pewnie Ci nie brakuje. Za jakiś czas stwierdzisz, że było warto:). Pokazuj co u Ciebie:). Pozdrawiam słonecznie i wietrznie:). Małgosia.
OdpowiedzUsuńNie martw się, lada chwila i nie zauważysz, jak szybko się zaaklimatyzowałaś w nowym miejscu :)
OdpowiedzUsuńMonika, dom jest tam, gdzie nasi bliscy. I tyle wystarczy, żeby stworzyć swoje miejsce. Meble, dodatki, 4 ściany - wszystko można dostosować, przemalować, urządzić...Pewnie, że żal starego mieszkania, szczególnie jak się włożyło w niego tyle serca. Ale pomyśl, ile jeszcze pzred Tobą :) Fajnie, że wróciłaś, bo się martwiliśmy :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZawsze będzie Pani tęskniła za tamtym domem - pierwszym własnym, prawdziwym. To nie jest naturalne żeby, mając własną rodzinę mieszkać z rodzicami choćby nie wiem jak słuszne, właściwe i uzasadnione to było. Każdy ptak wylatuje z rodzinnego gniazda i wije swoje, prawda? Tęskni się za tym i to niezwykle, a z czasem tesknota nie maleje wcale :) Wiem, bo znalazłam się w podobnej sytuacji. Dochodzą jeszcze relacje małżeńskie, które łatwiej pielęgnować we własnym domu niż domu rodziców ( cokolwiek mówi akt notarialny, to zawsze bedzie ich gniazdo:) ) Ja nie mogłam sobie z tą sytuacją poradzić i wybudowaliśmy dom, do którego zabraliśmy mamę. Relacje się odwróciły i niby wszystko jest ok, ale i tak z rozrzewnieniem wspominam naszą 50cio metrową klitę:) Trzymam kciuki Pani Moniko:) Pozdrawiam ciepło Mel
OdpowiedzUsuńPani Moniko proszę się nie obrazić ale myślałam, że to bardziej blog o urządzaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ciężka decyzja za Tobą - i to ciągłe bicie się z myślami, żal i tęsknota za tym co było...strach przed nowym.. chyba Cię rozumiem dobrze, ale trzymaj się :))) w końcu zaświci słońce dla Ciebie, dla Was :))
OdpowiedzUsuńSuper, świetnie, że tak wam się udało to załatwić :) Ja obecnie poszukuję nowego wrocław mieszkania na sprzedaż krzyki są dla mnie najbardziej dogodną lokalizacją - tylko które wybrać? :)
OdpowiedzUsuń