poniedziałek, 30 września 2013

Weekend na wsi

Cieszę się, że spodobały się Wam moje skorupki. Nic tak nie sprawia radości jak poczucie zrozumienia
i poparcia dla kolejnych zakupów ;)
Kolejny weekend spędziliśmy na wsi, ale tym razem miałam czas ogarnąć nasze mieszkanie, bo ostatnimi czasy to konkretnie zarosło brudem :) Co tydzień coś z nami jechało do Warszawy i nie bardzo miałam czas na to żeby sprzątnąć jak należy a nie upychać po kątach i szafach, żeby chociaż środek sprawiał dobre wrażenie. Zmiany są takie dość naturalne, bo jak coś zabrałam to w miejsce tego pojawia się jakiś zapomniany do tej pory "grat" ;) 

W Biedronie kupiłam poszewki na poduszki do naszej sypialni, z której wreszcie wyprowadził się Mikołajek :) W Warszawie od początku trafił ze spaniem do siebie i obyło się bez problemów, co nas bardzo cieszy :)




W salonie pojawiły się nowe poszewki kupione już jakiś czas temu.





Z racji "nadmiaru" wolnego czasu udało mi się skończyć kilka rzeczy. Metamorfozę przeszedł taborecik, który latem stał na balkonie.



W wersji biało-niebieskiej


 




Lata temu tata przyniósł mi taki kawałek drewna. Urzekł mnie ten niepowtarzalny kształt. Miał być tylko zabejcowany, ale oberwał farbą od Mikusia i nie dało się już tego tak zrobić, więc go pomalowałam i teraz jest całkiem dobrze prezentującą się podstawką pod doniczkę lub świecę.




 

A o to i moja jedyna pelargonia, która o dziwo odbiła się po gradobiciu :)

A już dziś zapraszam Was na Jesienne Candy, które rusza od jutra :)

Buziaki!
Monika


piątek, 27 września 2013

Drobne przyjemności...

Bardzo lubię chwilę kiedy idę do sklepu na "normalne" zakupy a wychodzę z nowymi nabytkami - najczęściej w postaci skorupek wszelkiej maści :)
W weekend zostałam posiadaczką czterech nowych kubków, a wczoraj dwóch dzbanków.
W obu wypadkach Grześ pytał z kilka razy czy aby na pewno potrzebujemy, bo jemu się wydaje, że mamy już tego całkiem dużo :) Oczywiście potwierdzam, że mamy już sporo, ale takich nie, a te są wyjątkowe i pasują do ... W efekcie i tak pozwala mi kupić, bo jak sam mówi: "Bardzo mnie kocha i takie drobne przyjemności mi się należą" :) Jak ja go za to kocham :)
Czasem mam wrażenie, że rozpuszcza i rozpieszcza mnie bardziej niż nasze dziecko ;)
A skorupki wyglądają sobie tak...






Kubasek idealnie uzupełnił serię, która spodobała mi się ostatnio.




Z tej serii było jeszcze kilka kolorów, ale jakoś nie pasowały do siebie i kubki trochę pstrokato wyglądały, więc wzięłam tylko ten jeden :)




Te oczywiście musiały iść w duecie, bo jakby tak później wyglądał jeden bez drugiego ;)






Oba dzbanuszki kupiłam wczoraj na zakupach w Carrefourze. Musiałam się bardzo mocno powstrzymywać, żeby nie kupić za dużo, bo mieli całą serię pastelowej ceramiki, wzornictwem imitującą ceramikę Ib Laursena. Oprócz połączenia bieli z niebieskim był jeszcze kolor różowy i zielony. Z tym, że zieleń nie była w pastelowym odcieniu. Cały niebieski dzbanuszek kosztował 25 zł, a biało-niebieski 35. I dużo i mało ;)






Całkiem nieźle odnalazły się między moimi skorupkami :)


Dziękuję za przemiłe komentarze pod poprzednim postem.
Miłego weekendu!
Buziaki!
Monika

czwartek, 26 września 2013

Powrót do normalnego życia

Na początku chciałam Was przeprosić za to, że ostatnio miałam bardzo mało czasu, żeby Was odwiedzać, ale to się zmieni :) Może pamiętacie, że we wrześniu miałam wreszcie zakończyć swój studencki etap życia ;)
Po wielu perypetiach i z dużym opóźnieniem się udało i od wczoraj już jestem magistrem :)
Cieszę się ogromnie zwłaszcza, że czasu na naukę miałam strasznie mało, bo Mikuś na codzień jest absorbujący, ale chory Mikuś wymagał ode mnie jeszcze więcej uwagi :)
Powoli do mnie dociera, że nareszcie mam czas na zadbanie o swój nowy dom, że wreszcie bez wyrzutów sumienia mogę ustawiać, przestawiać itd...
No, ale po kolei :)
Po gradobiciu z mojego ogródka nie wiele zostało. Prawie wszystkie astry zostały zniszczone, ale część z nich pięknie zakwitła i postanowiłam choć kilka z nich zabrać ze sobą do Warszawy.




Muszę się też pochwalić, że dostałam cudowny prezent od męża za mój wczorajszy wyczyn ;)
A jest nim przepiękna szkatułka z drzewa jabłoni :)
















Szkatułka była kupiona na jarmarku, na który trafiliśmy przypadkiem szukając butów dla Mikołajka.
Pani Monika, u której na stoisku było to cudo miała takich więcej, a każda z nich była niepowtarzalna w kształcie i wyglądzie. Dla zainteresowanych tutaj są namiary :)
Wracam do pracy. Trzeba wreszcie jakoś odgruzować ten nasz dom, no przydałoby się też go jakoś urządzić ;)

Buziaki!
Monika

niedziela, 22 września 2013

Kuchenne relingi

W ostatnim tygodniu pojawiły się w naszej kuchni relingi. Muszę przyznać, że to prosty, ale jakże cudowny wynalazek ;) Na blacie stoi teraz zdecydowanie mniej rzeczy, a ja mam nowe miejsce, które daje mi mnóstwo możliwości do zmieniania dekoracji. Oczywiście nim je kupiłam to "starannie" zmierzyłam długość jaka by nam pasowała :) No i  z moich pomiarów wyszło, że i tak kupiliśmy za krótki ;) Dlatego nabyliśmy dwa krótsze i je razem złączyliśmy. A ten dłuższy na razie nie ma miejsca dla siebie, chociaż mam już pewną koncepcję na niego. 











W kuchni mam dwa duże okna, ale przez to parapety są bardzo nisko, więc nie mogę mieć kwiatków ani innych drobiazgów ustawionych na nich. Głównie przez Mikusia, który parapety uważa za doskonałe miejsce do siedzenia, a wszystko co na nich stoi wyrzuca :) 
Za każdym razem jak wchodziłam do kuchni zastanawiałam się co zrobić z tym kawałkiem ściany miedzy oknami i za którymś razem mnie olśniło ;)
Teraz mam dwa relingi z koszykami i kwiatuchami, a jak mi się to znudzi, to zawsze mogę tam zawiesić coś innego :)
Firanki w oknach kupiłam swego czasu w Biedronie, bo miały bardzo korzystną cenę ;) 
Chociaż marzy mi się taka uszyta najlepiej przez moją ulubioną czarodziejkę Ewę :) 
Takich cudeniek nie dostanę nigdzie.
A na razie moje kuchenne okna wyglądają tak...






Po cichutku liczę, że jak wreszcie będę mieć więcej czasu to jakość zdjęć się poprawi, bo na razie robię je na szybko. Najczęściej żeby pokazać mamie, co się u nas dzieje, albo wtedy kiedy Mikuś się czymś zajmie :) Ciągle szukam odpowiednich drobiazgów do kuchni i reszty naszego M, ale najlepsze zakupy to te przypadkowe, bo wtedy zawsze znajdę coś czego potrzebuję i koniecznie muszę to mieć ;)
Miłego tygodnia!

Buziaki!
Monika

czwartek, 19 września 2013

Moja biała kuchnia chwilę po przeprowadzce ;)

O mojej kuchni można wiele powiedzieć, a już na pewno to, że wymaga jeszcze sporego nakładu pracy. Zajęliśmy się zakładaniem blokad do szafek, bo Mikuś dzielnie wszystko wyciąga - włącznie z nożami, więc jego bezpieczeństwo i mój spokój stanęły na pozycji priorytetowej ;) Na montaż czeka oświetlenie pod szafkami i listwa łącząca blat z płytkami na ścianie. Przydałby się też stół do kuchni. Mamy blat, ale ciągle szukam nóg do niego. Najlepiej byłoby znaleźć jakiegoś stolarza, bo mam kilka rzeczy do zrobienia :) 
Może znacie jakiegoś z okolic Warszawy? 
A dziś na zdjęciach kuchnia zaraz po naszej przeprowadzce. Możecie mi wierzyć, że od tego czasu sporo pozmieniałam, ale o tym w następnym poście :)
Zdjęcia nie są idealne, bo robiłam je na szybko przed wyjazdem na wieś, żeby pokazać mamie co narobiłam ;)















Chlebak Ib Laursena - Kupiłam go dzięki wygranemu bonowi na zakupy w Shabby Maison.  Zwlekałam z zakupem bardzo długo, bo postawiłam sobie warunek, że go zrealizuję dopiero jak napisze i złożę magisterkę :) Przy okazji kupiłam sobie dużą miskę z dzióbkiem. I tu spotkała mnie przemiła niespodzianka. Rabat naliczyło mi nie tylko do chlebaka, ale i do miski. Napisałam maila, że jest błąd i dostałam taką odpowiedź: "Nie będziemy nic zmieniać. Widać rabat na drugą rzecz jest Ci przeznaczony ;)".
Dziękuję Ci Kasiu za możliwość zrealizowania moich dwóch małych marzeń :)








 A z jednego spaceru wróciłam z nowymi nabytkami :)







Razem kosztowały 38 zł, chociaż nie kupiłam ich w jednym miejscu :)

W następnym poście postaram się pokazać zmiany jakie zaszły w kuchni po niemal 3 tygodniach mieszkania.
Dziękuję Wam za to, że do mnie zaglądacie :)
P. S. Bardzo mnie cieszy, że spodobała Wam się moja rustykalna komoda :)

Buziaki!
Monika


środa, 18 września 2013

Komoda

Znów dopada mnie brak czasu. Staram się to jakoś ogarniać, ale różnie mi wychodzi, zwłaszcza że podzieliłam się z Mikusiem jakimś choróbskiem ;)
Miałam pokazać moją kuchnię po ustawieniu moich licznych "gratów", ale za nic nie mogę znaleźć aparatu :) Dobrze się schował ;) Poczekam aż Mikuś wstanie i powie gdzie go ukrył :)
Dlatego dziś będzie o komodzie. Czasem myślę, że powinnam na drzwiach wejściowych do mieszkania zawiesić tabliczkę "Made in Ikea" ;) Sporo mebli i drobiazgów tam kupiliśmy, ale nie żałuje, bo dzięki temu mogę zrealizować swoje marzenie o białym domku. Może z czasem wymienię jakieś meble, bo jak patrzę na talent Mikołajka do demolowania i demontowania wszystkiego - to taka wizja jest bardzo realna :)
Mebli szukam wszędzie, a ostatnio zaczęłam się rozglądać za stolarzem, bo oczywiście mam wizję mebli a znaleźć gotowych nie mogę ;)
I w trakcie takich poszukiwań trafiłam na aukcję na Allegro z piękną drewnianą komodą.
Udało się i wylicytowałam ją za całkiem przyzwoitą kwotę. 
Niestety jak dotarła to okazało się, że ma kilka wad w jakości wykończenia - między innymi sterczące gwoździe w dwóch szufladach.Napisaliśmy do sprzedawcy maila, do którego dołączyliśmy zdjęcia, ale do tej pory nie raczył się z nami skontaktować :) Mogliśmy komodę odesłać, ale mnie się właśnie taka podobała. A jak ją zobaczyłam na żywo to już była moja :)






Oba zdjęcia komody zrobił dla mnie Grześ, żebym mogła zobaczyć jak wygląda po tym jak do nas dotarła.
Trzeba przyznać, że większość mieszkania tak powstała.
Decyzje na odległość, a potem oglądanie efektów na zdjęciach :)
W sumie komoda to jedyny mebel na którym można coś odłożyć, więc ją zastawiłam rzeczami które Mikuś mógłby stłuc, bo ja oczywiście ciągle szukam idealanego regału ;)
A te trzy różyczki stoją tam nie bez powodu - 4 września minęły trzy lata od naszego ślubu :)



Po cichutku liczę, że niedługo będę mieć więcej czasu na bloga i zajmowanie się moim nowym M :)
Dlatego chciałam Wam bardzo podziękować za to, że mnie odwiedzacie i zostawiacie tak przemiłe komentarze :)

Buziaki!
Monika

niedziela, 8 września 2013

Kuchnia moich marzeń

Dawno mnie tu nie było. Staram się chociaż zaglądać do Was, chociaż na komentarz czasu już nie starcza. Od tygodnia mieszkamy już razem w naszym warszawskim M. Strasznie się z tego cieszę, ale ciągle dużo pracy przed nami, a zwłaszcza zakupów, bo wielu mebli i rzeczy nam brakuje :) Próbuje rozkładać rzeczy i sprzątać, ale przy Mikusiu to co najmniej dwa razy trudniejsze ;).
A dziś chciałam pokazać moją białą kuchnię, a właściwie jej fragment. Tak wyglądał świeżo po sprzątaniu ;) 
Oczywiście dałam radę zapełnić niemal wszystkie szafki, ale po tygodniu już widzę, że niektóre rzeczy muszą zmienić swoje miejsce, na takie bardziej praktyczne i funkcjonalne :) Tak mi się wydaje, że urządzanie właśnie na tym polega, bo dopiero po jakimś czasie można stwierdzić co gdzie pasuje najlepiej :)















Dziś same zdjęcia pustych szafek :) Postaram się niedługo pokazać z zawartością.
Meble kupiliśmy w Ikea. Dębowy jednolity blat o grubości 4 cm okazał się nie lada wyzwaniem dla mojego męża, który wziął sobie za chudego pomocnika do wnoszenia go na 8 piętro, bo oczywiście nie zmieścił się do windy ;) Umęczyli się przy tym strasznie, bo nawet na schodach brakowało miejsca żeby bez problemu wyrobić się z nim na zakrętach :) Przez co od razu wymagał czyszczenia papierem ściernym, bo się poobijał. A powinnam dodać że waży około 80 kg, ale jego wymiary sprawiały, że przy tych wszystkich obrotach i skrętach odczuwalna waga była dużo większa ;)
W kuchni brakuje jeszcze kilku istotnych detali, ale z czasem będziemy je uzupełniać.

Słonecznego tygodnia!
Buziaki!
Monika