środa, 29 maja 2013

Warszawskie M

Na wstępnie chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie miłe komentarze pod ostatnimi postami. Nie spodziewałam się, że huśtawka aż tak się spodoba. Zwłaszcza, że wymaga jeszcze malowania, które powinno ją upiększyć ;) Dużo mnie w tym tygodniu, ale tyle się dzieje i zmienia, że muszę w miarę na bieżąco o tym pisać, żeby się nie zgubić. A dziś obiecane warszawskie M. Z góry przepraszam za bałagan i to jak wygląda, ale to nadal plac boju, więc innych mieć nie będę. Przynajmniej na razie :) Powinnam też wspomnieć, że byłam w tym mieszkaniu raptem trzy razy do tej pory. Za każdym razem nie dłużej niż 30 minut, więc oglądam je tak samo jak Wy - na zdjęciach :) No to zaczynamy wycieczkę.

Wejście do mieszkania od strony zewnętrznej


Wejście do mieszkania od strony wewnętrznej


Przedpokój







Kuchnia

W kuchni i przedpokoju pomalowaliśmy ściany na ten sam kolor, bo nic je od siebie nie oddziela. Nie wiem jak ten kolor wygląda na żywo. Może będzie ok :) Przy następnym malowaniu będę na miejscu to będę sama mieszać farbę i dobiorę idealne kolory. O płytkach podłogowych pisałam już wcześniej. Sporo osób myśli, że to parkiet ;)








Żyrandol strasznie mi się spodobał przez koronkowy wzór, który ma na sobie. Na zdjęciu trochę słabo go widać :)




W kuchni mam też dwa okna.  Jak widać nadal mają oryginale "rolety" ;)


A w tym kąciku chciałabym postawić jakiś stolik, a nad nim zawiesić witrynkę lub półkę na moje skorupki.



Łazienka

Jedyne pomieszczenie, które dorobiło się już drzwi. Z czasem po obu stronach drzwi i pewnie nad nimi będą jakieś szafki.








Szafka na razie wygląda jak dziura, powstała żeby nie zmarnować przestrzeni, będą tam stały środki czystości. Z czasem pojawią się jakieś drzwiczki.




Oświetlenie czteropunktowe bardzo dobrze się sprawdza i nie żałuję, że wybraliśmy akurat takie.




Koło grzejnika jest miejsce przeznaczone na pralkę.









Pokój Mikołajka

Brakuje mu drzwi i oświetlenia. Ciągle nie znalazłam takiego, który pasowałaby do stylu marynistycznego. W obu pokojach na podłodze położyliśmy panele Dąb Argos AC5.







Nasz pokój, czyli sypialnia i pokój dzienny w jednym

Na razie pełni rolę składnicy. W pudłach jest moja wymarzona biała kuchnia.







Żyrandol dostaliśmy od cioci Grzesia.


Balkon

Ma 10 metrów kwadratowych, więc jest całkiem spory. Moim największym problem jest ten podest, który jest zgodny z przepisami budowlanymi. Niestety mieszkanie jest na 8 piętrze, więc musimy to jakoś zasłonić i zabezpieczyć ze względu na Mikołajka. Jeszcze w tym sezonie musi się pojawić mata wiklinowa, żeby mu ograniczyć pole widzenia. Może wtedy będzie go mniej kusić wspinaczka.








No to zamęczyłam Was zdjęciami i długością posta, ale nie umiałam wybrać zdjęć, bo na każdym widać coś istotnego. 


Mamy już słoneczko. Oby już z nami zostało.
Buziaki
Monika

wtorek, 28 maja 2013

Płotek, ławka i huśtawka :)

Znowu leje. Dziś to już tak bardzo, że musiałam zabrać z balkonu szafeczkę i stolik, bo świeżo malowane a tu napadało na nie równo eh... Gdzie to słońce? Chcę ciepła i słońca, bo nudzimy się w domu okropnie. A wracając do tematu posta. Wreszcie mam płotek zasłaniający tą zniszczoną siatkę ogrodzeniową. Wykorzystałam już istniejący, bo niby czemu nie :) A powiem Wam, że kiedyś był przykręcony do ściany w naszym aktualnym domu. Było to w czasach dzieciństwa mojego męża i jego brata. Podobno powodowali takie zniszczenia ścian, że w końcu ich tata zrobił takie płotki żeby nie mogli ich bardziej zdewastować ;) To już wiem po kim Mikołajek ma takie ścienne zapędy :) Umalowałam go żeby zyskał odporność na wodę, co w tym tygodniu okazało się być niezbędne ;) I przy okazji będzie do czego podwiązać kwiatuszki, bo podobno te rosnące najwyżej tego wymagają, ponieważ są wysokie, a jednocześnie łatwo nimi buja wiaterek.


A przy moim mini ogródku wygląda tak






Ławeczka jest z nami już drugi rok, ale po poprzednim sezonie wymagała przetarcia i pomalowania na nowo. 


Za ławką widać "odziedziczone" truskawki i borówkę. W tym roku dosadziliśmy trzy nowe boróweczki. Jak się przyjmą i nie przemarzną to będę się bardzo cieszyć. Truskawki całkiem ładnie kwitną. Teraz tylko potrzeba im dużo ciepła i będą pyszne. I najważniejsze, że będą pod ręką ;)


No i huśtawka. Moja teściowa powiedziała, że to prezent dla mojego męża na Dzień Dziecka :) W sumie duże dziecko, to i huśtawka musi być duża ;)




Jak widać huśtawka wymaga malowania. Żeby ją te nasze zmiany klimatyczne w jeden sezon nie wykończyły ;) Trochę ma kiepskie tło, ale jego nie jestem w stanie zmienić. Okazało się, że tu jest po prostu równo. Mnie by najbardziej pasowała pod tym dużym drzewkiem widocznym na ostatnim zdjęciu.
A na koniec muszę wspomnieć, że wszystkie te rzeczy zrobił mój teść. Taką sama huśtawkę zrobił dla mojej mamy jakieś 4 lata temu. Mama zawsze wiesza na niej kwiatki. Może zrobię jej kiedyś zdjęcie i Wam pokażę, bo wygląda to pięknie.

Buziaki!
Monika

poniedziałek, 27 maja 2013

Zmiany na balkonie

I znów zimno i pada eh... Oznacza to dla mnie tyle, że znów cały dzień spędzę z Mikołajkiem w domu. A on biedny nie rozumie, że pada i nie może wyjść i czeka pod drzwiami aż pójdziemy do pieska :) Dlatego dziś pokażę, co udało mi się zrobić na balkonie. Jak zwykle staram się coś przerobić lub użyć powtórnie w zupełnie innym celu, więc koszt tych zmian wyniósł mnie tyle ile kosztowała farba ;)
I dzięki temu nie muszę się rozstawać z czymś, co bardzo lubię :)






Biała szafeczka była pomalowana na żółty kolor. A zrobił ją dla mnie mój mąż jeszcze w czasach kiedy mieszkaliśmy w akademiku :) Najlepsze w tym wszystkim jest to, że przewiózł ją do Warszawy w plecaku turystycznym ;) Oczywiście była rozkręcona. Służyła jako miejsce na komputer, na górze stał monitor a w środku wielkie pudło ;) Za nic się z nią nie rozstanę. Teraz kiedy jest biała tym bardziej.





Zakopiański stoliczek dostaliśmy w takim stanie jak widać na zdjęciu. Drewniany blat przez długi czas był "zalewany" wodą w czasie sprzątania, bo skala zniszczeń była na prawdę duża. Odpadający lakier i generalnie bardzo odrapana z każdej strony powierzchnia. Staraliśmy się go jakoś odnowić. Wylądował na heblarce. Potem godziny ze szlifierką i papierem ściernym w ręce. Łatanie ubytków szpachlą, no i malowanie. Niestety nie wiedzieliśmy jakiego gatunku jest to drewno, i mimo użycia jasnej lakiero-bejcy, kolor wyszedł bardzo ciemny. A tak wygląda po naszej interwencji ;)











W mało reprezentatywnych doniczkach mam zasiane kwiatuszki i oczywiście cebulka, żeby szczypiorek mieć zawsze pod ręką :)


Wreszcie mam też swoją kanapę balkonową.W sobotę udało nam się skręcić palety ze sobą, żeby były bardziej stabilne. Na wierzchu przykręciliśmy płytę pilśniową. Mój domowy inżynier ułożył mi blat z resztek naszych paneli, które zostały po układaniu podłogi w warszawskim M :)






Niestety nie mogłam ułożyć siedziska i poduszek, bo ciągle pada. Co prawda balkon mam zakryty do połowy. Dokładnie do wysokości tej rurki, którą widać na niektórych zdjęciach. Niby teraz pada taka większa mżawka, ale wiatr spory i zawiewa mi tak, że postanowiłam odpuścić, bo ciągle wszystko chowam pod zadaszenie i nie jestem w stanie tego ładnie poustawiać. Może jak wreszcie się ociepli to uda mi się to dopieścić ;) Tym bardziej, że jak widać powoli kapituluje i kupuje kwiatuszki, bo ten "łysy" balkon mnie dobija swoim wyglądem :) Jakoś je przewiozę do Warszawy.


Życzę Wam dużo ciepłej i słonecznej pogody na cały tydzień
Buziaki!