czwartek, 30 stycznia 2014

Mol książkowy to ja :)

Wyobraźcie sobie, że czytanie książek na dobre pokochałam w klasie maturalnej. Do tego czasu nie było siły żebym czytała z przyjemnością a tylko z tego szkolnego obowiązku czytywałam lektury i to nie wszystkie ;) W liceum miałam koleżankę, która pochłaniała książki jedną za drugą i tak pewnego razu dała mi jedną do przeczytania zachęcając, że na pewno mi się spodoba -  to było na początku drugiej klasy :) Miała rację i wsiąkłam - potem tylko mi donosiła kolejne ;) Zaczęłam kupować książki w tanich księgarniach - każdą złotówkę odkładam na wymarzoną książkę i takim sposobem uzbierała mi się spora biblioteka :) W moim rodzinnym domu nie czytało się książek - tata kiedyś czytywał, ale przestał i jedyne z czym go widywałam to gazety, za to mama wręcz nienawidzi czytać - gazety owszem, ale z duża ilością obrazków ;) A moje czytanie nabierało tempa i to dosłownie -  z czasem nauczyłam się bardzo szybko czytać - jeśli nic mi nie przeszkadza to książkę około 300 stron czytam maksymalnie dwie godziny, a najczęściej  krócej niż dwie :) A przyczyniły się do tego fakultety z historii w liceum - jak za bardzo się nudziłam (ileż można słuchać o tym samym ;)), to pod ławką czytałam książkę i czasem byłam tak zdeterminowana poznać zakończenie, że przyśpieszałam z czytaniem ;) Mój Grześ też bardzo lubi książki, ale z czytaniem u niego słabiej, ale kupować uwielbia. Jak w ubiegłym roku trafiliśmy na likwidację księgarni, to nakupiliśmy książek za 250 zł, ale sztuk to chyba ze 30 ;) Taaakie mieliśmy banany na buzi :) A później i tak żałowaliśmy, że trafiliśmy już na sam koniec przecen, bo książki były już strasznie przebrane :) Po ślubie jak zaczęliśmy taki mały remoncik w domu na wsi - czytaj malowanie ścian - połączyliśmy nasze zbiory książek i okazało się, że regał, który kupiliśmy jest stanowczo za mały ;) Wtedy zapadła decyzja o sprzedaży części z nich. Wiecie jak wyglądają Ikeowe takie niebieskie torby na zakupy? To dwie takie torby książek sprzedaliśmy :) Nie powiem szkoda mi było jak nie wiem co, ale tłumaczyłam sobie, że przecież tylko stoją na półce, a pieniądze mogę przeznaczyć na nowe :) Co prawda już kiedyś pokazywałam, ale co tam - tak wygląda nasza biblioteka w domu na wsi...




Zdjęcie mocno nie aktualne, bo i książek przybyło od tego czasu, a część przywędrowała ze mną do Warszawy :)

 Teraz staram się znów znaleźć chwilę na książki - najczęściej to wtedy gdy Mikuś się bawi - zamykam się z nim w pokoju on ma swoje zajęcia, a ja swoją chwilę na relaks :)

  W ciągu ostatnich trzech dni przeczytałam takie książeczki...




"Fanaberie" Jolanty Wrońskiej - wpadły mi w ręce w koszu z przecenionym książkami w Realu - spodobała mi się okładka i podtytuł: "Bywają babeczki, na których rekiny łamią sobie zęby" :)
Chyba potrzebowałam lekkiej i przyjemnej książki, bo pochłonęłam ją w tempie ekspresowym ;)
 



Książka Martyny Wojciechowskiej - miło poczytać o kobietach z innych krajów i kultur, o których bez tej lektury nie miałam bladego pojęcia :)




"40 batów za spodnie" - czytając dziękowałam za to, że nie urodziłam się w kraju, w którym żyje autorka książki. Na prawdę poruszająca historia o losach sudańskich kobiet, którym narzucone prawo odbiera wszelkie prawa.


A tą zaczęłam czytać dziś - o życiu codziennym Arabów i Żydów w Izraelu . 




Te czekają na swoją kolejkę...








Nigdy nie byłam za granicą, ale książki podróżnicze i o życiu codziennym w innych krajach pochłaniam  z czystą przyjemnością :) Marzę o jakiejś podróży - może kiedyś się uda :) Dodam, że wszystkie książki poza "Fanaberiami" i "Włochami" pochodzą z wyprzedaży w likwidowanej księgarni - były tańsze o 75% od ceny wyjściowej :) 
Rozpisałam się jak nie wiem co :) Dziś zupełnie nie wnętrzarsko, ale utknęłam nad jednym "projektem" ;) Jak ktoś dotrwał do końca moich dzisiejszych wypocin należą się pochwały i fanfary ;)
Dziękuję Wam za to, że jesteście!

Buziaki!
Monika


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sztućce

Kilka lat temu dostałam od cioci znienawidzone przez nią sztućce. Strasznie się dziwiłam czemu ona ich tak nie lubi. Piękne do tego włoskie, w walizce - byłam nimi zachwycona :) No właśnie byłam, bo od kiedy ich używam już nie jestem :) Najpierw je pokażę, a później wyjaśnię w czym tkwi problem ;)




Wyglądają pięknie - niestety na tym kończy się ich urok :) Jak się dobrze przyjrzycie to zauważycie plamy (najlepiej widać je na ostrzu noża), których usunąć się nie da. Z racji ich wyglądu miały być sztućcami do użytku "świątecznego", ale po trzech wizytach gości, którym musiałam tłumaczyć, że nie są brudne, tylko już tak mają, odpuściłam i teraz używamy ich na co dzień. Dodam, że używamy ich od czasu przeprowadzki do naszego M, więc raptem pół roku :)








A tak wyglądają te sztućce, których używamy częściej - od razu powiem, że nie myję ich w zmywarce, taki efekt powstał po kontakcie z jedzeniem i wodą :)




Tu dla porównania - po prawej łyżka, której jeszcze nie używałam :)










Sztućce były niekompletnym zestawem na 12 osób, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. W sumie gdyby nie to, że tak się niszczą po kontakcie z wodą nadal byłabym nimi zachwycona, a tak będę je zużywać, a te bardziej zniszczone wyrzucać - chyba, że znajdę dla nich inne zastosowanie :) Nawet teraz jak mnie tak denerwują tym swoim wyglądem to i tak mi się podobają ;) Nie wiem z czego są wykonane - na pewno nie są srebrne. Pytałam ciocię czym próbowała je wyczyścić i powiedziała, że wszystkim - ja jej wierzę, bo ona ma naturę chomikarza i nie wyrzuca niczego, a o każdy przedmiot w domu bardzo dba. No nic pozostaje mi się nimi cieszyć póki są ładne ;)





Przypominam o trwającym Walentynkowym Candy :)




Miłego tygodnia!
Buziaki!
Monika

piątek, 24 stycznia 2014

Walentynkowe Candy!

Zgodnie z zapowiedzią ogłaszam nowe candy :) Dla "pokrzywdzonych" przez maszynę losującą mam serduchowy zestaw różnych przydasiów ;) Może komuś się spodobają i sprawią mu choć odrobinkę radości :)

Nowego właściciela szukają:
- dwa kubeczki
- drewniane serducho
- lniany woreczek na pieczywo lub inne drobiazgi
A wyglądają sobie tak...











 Aby wziąć udział w Candy należy:
1. Zostawić komentarz pod postem
2. Umieścić poniższy banerek z aktywnym linkiem na swoim blogu
3. Zostać obserwatorem bloga
4. Anonimki proszę o podpisanie się i pozostawienie maila




Zapisy trwają do 7 lutego do godziny 24.


Serdecznie zapraszam!
Buziaki!
Monika

czwartek, 23 stycznia 2014

Wyniki Rocznicowego Candy!!!

Chciałabym Wam bardzo podziękować za tyle pięknych słów i życzeń z okazji pierwszych urodzin mojego mojego bloga :) Rosnąca liczba komentarzy pod postem każdego dnia mnie szokowała coraz bardziej - nie spodziewałam się, że moje rocznicowe cukierasy aż tak się spodobają. Niestety tym razem mam tylko jedną nagrodę, ale w następnym poście będą kolejne cukierski tym razem na lutowe święto ;) 

Dla przypomnienia - rocznicowe cukierasy...




Spośród 222 osób, które chciały je przygarnąć szczęśliwym okazał się 8 komentarz pozostawiony pod postem. 









Bardzo się cieszę, że zestawik trafi w ręce Ewy - Shabby Shop - osóbki, która odwiedza mnie od samego początku i od pierwszego candy ;) To taka forma zadośćuczynienia za doznane krzywdy ;) Szkoda, że tym razem mogłam wylosować tylko jedną osobę. A tak na marginesie to "zawody" w wygrywaniu cukierasów między Beatką a Ewcią mają "wpływ" na maszynę losującą :P
Dziękuję wszystkim za udział w moim rocznocowym candy i zapraszam na nowe tym razem walentynkowe :)


Buziaki!
Monika

wtorek, 21 stycznia 2014

Fioletowe talerze

Od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką fioletowych talerzy, no i dwóch miseczek :)
W owadzim sklepie jest teraz dużo ładnych i kolorowych drobiazgów do kuchni - w tym moje talerzyki i miseczki, noże i nożyczki do ziół - wszystko to kupił mi przed pracą Grześ, bo ja z Mikusiem nie nawojowałabym za dużo pchając wózek po tym lodzie ;) Noże mogę polecić, bo od roku używam takich i naprawdę mogłabym nie mieć innych, bardzo dobrze leżą w dłoni i nie wypadają nawet jak ma się mokre ręce, a to ważne - przynajmniej dla mnie. Nożyczek do ziół nigdy nie miałam, ale wczoraj już ich używałam i muszę przyznać, że to taki fajny i przydatny gadżet kuchenny :) A tak prezentują się talerzyki zestawione z innymi moimi skorupkami...




















A tak wyglądają noże - oprócz zalet praktycznych są po prostu ładne :)




Pogoda wszędzie chyba dokucza - u moich rodziców od wczoraj nie ma prądu, a u nas trochę mroźno i śnieg padał - chcieliśmy zimę to mamy ;) Wczoraj było pranie, to dziś na tapecie u mnie prasowanie :)


Miłego tygodnia!
Buziaki!
Monika

piątek, 17 stycznia 2014

Projekt przedpokój

Dziś króciutko o zmianach w przedpokoju. Wreszcie dorobiliśmy się lustra :) Grześ chciał kupić dwa razy większe, ale stwierdziłam, że będzie dużo za duże do naszego małego i wąskiego przedpokoju. Pojawiła się też półka nad szafką na buty i drzwiczki zasłaniające bezpieczniki. Marzy mi się ławeczka, ale na nią to już miejsca nie mam. Najszersze co mogę tam postawić może mieć maksymalnie 30 cm szerokości, a i tak będzie szersze od szafki na buty o 10 cm. Może coś wykombinuję w zastępstwie ławeczki ;) Najbardziej brakuje mu dodatków,ale może z czasem znajdę takie pasujące i w dobrej cenie :)








Nad drzwiczkami pracowałam od listopada - ciągle coś przeszkadzało w skończeniu ;)
Pomysł zawieszenia wieszaka - kluczyka kupionego w Pepco, podpatrzyłam u Izy, bo tak leżał w szufladzie i się marnował ;) A dwa widoczne klucze kazałam Grzesiowi wyrzucić, a on mnie pyta: "Na pewno? Zastanów się lepiej" :) Pomyślałam i drę się stop już wiem co z nimi zrobię - mina Grzesia bezcenna ;)




A drzwiczki zasłaniają taką oto skrzynkę :) Zawiasy mnie urzekły i musiałam je kupić - chociaż wtedy nie miały żadnego zastosowania ;)






A teraz zobaczcie klawiaturę na jakiej napisałam całego posta :) Dobrze, że nową przywiózł dziś kurier. A załatwił ją tak dzisiaj Mikuś jak odkurzałam mieszkanie :)





Miłego weekendu!
Buziaki!
Monika

czwartek, 16 stycznia 2014

Poświąteczne zmiany

Po świętach nie ma już śladu w naszym domku. Muszę jednak stwierdzić, że jak to wszystko spakowałam to jakoś się tak pusto zrobiło ;) Jak powiedziałam tak Grzesiowi to usłyszałam: "Jak nic czas na jakieś zakupy" :) Tak mi się micha cieszyła, bo odparowałam, że "skoro nalegasz, to ja Ci odmawiać nie będę" :P Zakupów jeszcze nie było, ale starałam się trochę pozmieniać, bo ja długo nie wytrzymuje w takim samym wnętrzu ;) A tak prezentuje się pokój Mikołajka...







  




Nie zdejmowałam na razie czerwonych zasłon, bo w końcu mamy zimę, to niech jeszcze sobie powiszą. W Ikei dokupiliśmy jeszcze jedno krzesełko - teraz mają w trzech pastelowych kolorach, więc wzięliśmy takie jasno-niebieskie. Jak Grześ wraca wieczorem z pracy, to mamy obowiązkowe posiedzenie u Mikusia i musimy czytać i oglądać książeczki, więc nowy mebel był wręcz konieczny :) 
P.S. Od razu napiszę, że ja nie mam takiego porządku każdego dnia - zdjęcia zrobiłam zaraz po schowaniu dekoracji świątecznych i rutynowym sprzątaniu ;)


Przypominam o trwającym nadal Rocznicowym Candy :)




Buziaki!
Monika