poniedziałek, 26 stycznia 2015

Ławeczka w przedpokoju

Kochani i znów zniknęłam na chwilę i post czekał gotowy do publikacji ponad tydzień :) Wszystko to za sprawą pewnej małej damy, która od 16 stycznia jest już z nami :) Powoli oswajamy się z nowymi rytuałami domowymi i dostosowujemy nasze życie i mieszkanie do potrzeba czteroosobowej rodzinki :)
Musicie mi wybaczyć, ale zdjęcia do posta zrobiłam w grudniu i tak sobie czekały aż się "przeterminowały" - niestety na inne nie mam na razie czasu ;) Nie wspomnę nawet o świątecznym logo - aż mi wstyd, ale muszę jakoś z tym żyć co najmniej do wieczora ;)
Tak jak wspomniałam w poprzednim poście od dobrych kilku miesięcy mamy w przedpokoju nowy mebel - ławeczkę :) Spełnia swoją funkcję idealnie, a przy tym prezentuje się całkiem nieźle. 
Największym problemem okazała się wielkość ławeczki. Gotowe nie wchodziły w grę - a to były za długie, a to za szerokie, w efekcie pozostała tylko jedna opcja, czyli zrobienie na wymiar.
Ceny u stolarzy przerażały mnie już na starcie, więc po dłuższym czasie poszukiwań trafiłam na firmę produkującą drewniane meble, gdzie ceny nie zwalały z nóg. Zamówiliśmy dwie ławki - jedną do przedpokoju, a drugą na balkon - nawet z transportem cena za obie wychodziła dużo niższa niż ceny podawane przez stolarzy :) Po miesiącu czekania firma dostarczyła ławeczki pod same drzwi - to że ich nie pokazałam do tej pory tłumaczy tylko jedno: moje mega mdłości, które skutecznie utrudniały mi wtedy życie ;) A tak prezentował się nasz przedpokój w wersji świątecznej...














Ławeczka ma też swojego głównego użytkownika - Mikusia :)
Mimo swojej wielkości ma całkiem pojemny schowek, więc taki mebel w przedpokoju jak najbardziej uważam za przydatny, zwłaszcza przy małych dzieciach.
Przygotowałam dla Was małe candy z okazji rocznicy mojego blogowania, na które już dziś zapraszam :) Szczegóły w kolejnym poście :)


Miłego tygodnia!
Buziaki!
Monika

wtorek, 13 stycznia 2015

Jeszcze w klimacie świąt...

Bardzo Was przepraszam, że nie zostawiam po swoich odwiedzinach śladu. 
Niestety tak wychodzi, bo mam coraz mniej sił na codzienne obowiązki, a co dopiero na blogowanie.
Mimo to postanowiłam się zrelaksować i napisać nowego posta - w końcu zrobię coś tylko dla siebie :)
Nie wiem ile mam jeszcze czasu na bytowanie w "dwupaku" ;) Czasem myślę, że jeszcze zostało mi kilka dni, a czasem że są to godziny. Mikusiowi włączył się system "przydupaska" - czytaj chodzi za mną wszędzie i nie odstępuje mnie na krok :) Staram się przygotować chłopaków na moją nieobecność, więc gotuje im na zapas, piorę, prasuję i ogarniam mieszkanie, żeby nie dostać zawału jak wrócę ;)
A wracając do tematu posta - taka prezentuje się nasz pokój z dodatkiem czerwieni...





Choinka ciągle cieszy Mikusia - każdy kto nas odwiedzi a jej nie widział musi ją obejrzeć, bo przecież to on przy niej najciężej pracował :) W wypadku zbyt małego zainteresowania lub nie wystarczającej liczby zachwytów, oglądający dostaje do ręki ozdoby, które Mikuś wieszał na choince ;) Tak ma przynajmniej pewność, że jego praca jest namacalnie doceniana ;) To samo dotyczy oczywiście choinki w jego pokoju :)




























Konik to mój tegoroczny zakup - kosztował całe 12 zł. Mikuś cały czas go podkarmia, więc za rok jak nic będzie duuużżżżoooo większy ;)


















Moje marzenie z dzieciństwa - kula śnieżna z pozytywką :) 
W tym roku sprezentował mi ją mąż :) Cieszyłam się jak dziecko -  w sumie to chyba nawet bardziej od Mikusia, któremu też wpadła w oko ;)




A to nasz kolejny tegoroczny nabytek - świecąca gwiazda. Nie wiem czemu, ale Mikołajek ma ostatnio "fazę" na gwiazdy, więc musi się obowiązkowo świecić :)
Dla mnie jej największym plusem jest to, że po sezonie można ją złożyć, przez co zajmuje niewiele miejsca.




Oj długi ten post wyszedł, więc mam nadzieję, że udało się dotrzeć do końca nie umierając z nudów ;)
Może uda mi się jeszcze pokazać Wam nasz przedpokój, w którym już dobre kilka miesięcy stoi nowy mebel ;)

Miłego tygodnia!
Buziaki!
Monika