poniedziałek, 30 listopada 2015

Kuchenna półeczka

Dni mijają tak szybko i aktywnie, że aż ciężko uwierzyć, że kończy się listopad i zaczyna mój ulubiony miesiąc w roku - grudzień :) Nadal wyczekuje końca chorowania, bo ileż można ja się pytam ;)
Powoli odzyskuje słuch - jak ktoś do mnie mówi, to słyszę go tak jakbym trzymała głowę pod wodą ;)
Dziś pokażę Wam coś bardzo zaległego. Na urodziny mój pan mąż postanowił mi zrobić dwie półeczki, do których wzdychałam od dawna. Niestety nie udało się ich skończyć i tak od kwietnia czekały do września na swój czas, ale było warto :) Jestem mu ogromnie wdzięczna, że postanowił w taki sposób spełnić moje marzenie. Chociaż Grześ ma zastrzeżenia co do wykonania, to dla mnie są idealne. Dziś pokażę tą mniejszą wykonaną na wzór dobrze nam znanej półki Ib Laursena.


















Jak widać staram się jakoś oswoić moją aktualną kuchnię.
Największą zmianą jaka w niej zaszła było umalowanie płytek na ścianie - muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę, bo ich poprzedni wygląd nie pasował do niczego. I tak pewnego wieczoru zabrałam się za malowanie. Co prawda użyłam zwykłej farby i miałam nie małe obawy o to jak na co dzień będzie to funkcjonować, ale muszę przyznać, że od sierpnia nic im nie dolega ;)
W planach mam też przemalowanie gałek, bo pomysł z ich wymianą upadł w chwili kiedy je policzyłam i wyszło mi 36 sztuk ;)
Poprzedni wygląd kuchni można zobaczyć tu.

Miłego tygodnia!
Buziaki!
Monika

czwartek, 26 listopada 2015

Czwartkowe zakupy

Kochani!
Dziś tak na szybko, bo może kogoś zainteresuje nowa oferta Biedronki.
Kolejny raz czuje się zaskoczona świątecznym asortymentem, więc kupiłam to i owo ;)
A raczej kupił pan mąż, bo ja solidaryzuje się z dziećmi w chorobie - dziś osiągnęłam nowy lewel, bo ledwo słyszę co się do mnie mówi ;) Na poprawę humoru dostałam kwiatuchy :)




 Dokupiłam sobie fioletowe i czerwone poszewki - moja świąteczna kolekcja się rozrasta ;)




Tym razem wybrałam czerwone poduszki na krzesła - w ubiegłym roku miałam szare, ale jedna z nich uległa trwałemu uszkodzeniu ;)
P.S. U nas powoli robi się czerwono :)






Dywaniki z motywami świątecznymi do różnych zastosowań - głównie dla dzieciaków, bo jak je tylko Mikuś zobaczył to od razu zamówił dwa koło łóżka :)








Wracam do gotowania obiadu, bo zaraz się głodomory odezwą ;)

Miłego dnia!
Buziaki!
Monika

środa, 25 listopada 2015

Zakupowo...

Dziękuję za tyle miłych słów pod ostatnimi postami :)
U nas kolejny wirus ;) Już jestem zmęczona tym ciągłym chorowaniem, bo nawet na spacer nie możemy wyjść a taka piękna pogoda i śliczny biały śnieg idealny na lepienie bałwanka :)
 Mikuś wczoraj strasznie płakał jak zobaczył, że śnieg zaczyna topnieć i nie będzie mógł ulepić ani dużej kuli ani bałwanka ;) Eh te dziecięce tragedie życiowe :)
A dziś chciałam Wam pokazać co w ostatnich kilku tygodniach udało mi się kupić.
Trochę się tego uzbierało, więc wybaczcie, że zdjęcia są bez aranżacji, ale drzemka dzieci była za krótka i tyle mi pozwoliły zrobić, chociaż oboje za wszelką cenę próbowali być w kadrze ;)
Może komuś coś się spodoba, więc postaram się pisać gdzie co kupiłam...




Szklany słój kupiłam w sklepie 4PLN. Od razu wpadł mi w oko, ale za pierwszym podejściem nie wróciłam z nim do domu. Cena kusiła, ale okazało się, że ma małe uszkodzenie i zrezygnowałam. Jak łatwo się domyśleć nim dojechałam do domu już żałowałam swojej decyzji i przy najbliżej okazji postanowiłam zajrzeć do sklepu, żeby sprawdzić czy jeszcze jest. Był! Tym razem poszłam z nim do kasy i powiedziałam, że go biorę, ale z jakimś upustem na uszkodzenie :)
I takim sposobem zostałam jego posiadaczem za całe 25 zł :)
Obawiam się, że zdjęcia nie oddają jego wielkości ani ciężaru ;)




Szukając świątecznych prezentów po raz pierwszy zajrzałam do sklepu znanego mi z głównie z ubranek przywożonych jeszcze przez mojego tatę dla wnuków - KIK. 
Wiedziałam, że mają również inny asortyment, ale nie spodziewałam się, że aż rak się obłowię ;)






Gałki kosztowały 4 zł za sztukę :) No nie mogłam ich nie kupić - zwłaszcza, że w planach mam kilka przeróbek mebli :)




Wybaczcie te nieodpakowane cukrowe laseczki, ale ja wiem, że to jedyna szansa, żeby dotrwały przynajmniej do grudnia ;) Cena jednego opakowania - 4 zł, więc opłacało się wziąć od razu dwa :)
Może jeszcze dokupimy...


















 






Kubki z pokrywkami i słomkami kupiłam przypadkiem szukając garnka w sklepie PRYMUS-AGD.




Świąteczne ozdoby - oczywiście nietłukące :)
Wszystko wskazuje na to, że i w tym roku na święta królować będzie czerwony kolor.
Bombki - REAL
Zawieszki - LIDL




Zimowa latarenka (LIDL) spodobała się Grzesiowi, więc mi ją kupił :)
Dwa ceramiczne Mikołaje oraz białe kluczki to też zakupy pana męża tym razem wypatrzone w IKEA.






Jak patrzę na te wszystkie świąteczne drobiazgi to już nie mogę się doczekać kiedy zacznę dekorować dom na święta :)
W następnym poście pokażę Wam migawki z mojej kuchni, więc już dziś zapraszam.

Miłego wieczoru!
Buziaki!
Monika

wtorek, 17 listopada 2015

Metamorfoza sypialni mamy

Jakiś czas temu pisałam Wam, że szykuję się do realizacji szalonego planu, czyli odnowienia sypialni dla mojej mamy. Pomysł udało się nam zrealizować w drugi weekend sierpnia :)
Wysłałam mamę na jednodniową wycieczkę do Krakowa - była przekonana, że jest ona jej prezentem imieninowym ;) W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować Agatce, która ją tam zabrała, była jej przewodnikiem i naszą jedyną nadzieją na to, że nie wrócą za szybko :)
Meble udało mi się przerobić wcześniej, dodatki i cała reszta spakowane w bagażniku, a my czekaliśmy tylko na sygnał, że pojechały ;) Ekipa remontowa liczyła całe trzy osoby: ja, Grześ i mój brat cioteczny Adrian. Dodatkowo z pomocą babci i ulubionej cioci dzieciaków - Gosi, zajmowaliśmy się czwórką dzieci i moim tatą :) Dzieci na placu boju bawiły się świetnie - takiego bałaganu to chyba nie widziały nigdy ;) Z pracą udało nam się wystartować o godzinie 10. A tak wyglądała sypialnia mamy przed naszą rozróbą...










Żeby zacząć cokolwiek robić musieliśmy opróżnić cały pokój z mebli i rzeczy, zdjąć oświetlenie oraz karnisz i jak najszybciej zaszpachlować dziury na ścianach :)
Potem czekało nas malowanie - dwa razy całość. Kiedy ściany schły musieliśmy jakoś ogarnąć meble, które wynieśliśmy - większość trafiła do salonu - było przy tym sporo zamieszania ;) Żeby wynieść szafę w całości zabrakło nam 1,5 cm - trzeba było ją nie tylko opróżnić, ale i rozkręcić, a potem złożyć ponownie ;) Co jakiś czas dostawaliśmy raport od Agaty z postępu wycieczki - dzięki czemu wiedzieliśmy gdzie są i ile mamy jeszcze czasu. Dziewczyny już wracały, a my dopiero zaczęliśmy sprzątać po malowaniu i po raz pierwszy przeszło nam przez myśl, że nie zdążymy, ale na tym etapie żadne z nas nie chciało odpuścić i walczyliśmy do końca. Agata opóźniała powrót jak mogła, a my pracowaliśmy w szaleńczym tempie ;) Przyjechały już, a ja jeszcze oklejałam szafę, a Grześ przykręcał półki ;) Po 9 godzinach ciężkiej pracy udało nam się skończyć metamorfozę sypialni dla mamy :)
Ciężko uwierzyć, że się udało tego dokonać w tak krótkim czasie, ale wierzcie mi nie ma rzeczy nie możliwych :)

A o to efekt naszej pracy...















Mama była zachwycona, długo nie mogła nic powiedzieć, tylko płakała i powtarzała, że nie wierzy,że to jej pokój :) Patrząc na jej reakcje czułam, że było warto poświęcić swój czas i "dać" mamie pokój o jakim marzyła.
Mam nadzieję, że i Wam spodoba się nasza metamorfoza :)
P.S. Przepraszam za jakość zdjęć, ale były robione "na szybko" :)


Miłego dnia!
Buziaki!
Monika

poniedziałek, 16 listopada 2015

Jesienne fiolety

Witajcie Kochani!

Dziś zapraszam Was do naszych nowych czterech kątów. Jak wiecie wróciliśmy na wieś do naszego mieszkania. Poprzednim razem zrobiliśmy mikro remont dopasowując go do tego co zastaliśmy - tym razem staramy się stworzyć swój dom :) W większości było to malowanie i wstawienie naszych mebli z mieszkania z Warszawy, ale i to wymagało dużo pracy. Remont zaczął się od wyrzucania, oddawania i sprzedawania zbędnych rzeczy - dzięki czemu udało nam się zyskać fundusze na nowe meble czy dodatki. Nie wszystkie meble udało się przewieźć, niektóre nie mają tu miejsca dla siebie lub po prostu nie pasują. W efekcie wygląda to tak...

















 


Kwietnik na parapecie to nic innego jak stojak na narzędzia do kominka.
Lata temu przytargałam go z lasu w dwóch kawałkach - było ciężko, bo i było co nieść, ale jak widać warto ;) Do tej pory stał zakurzony na strychu u mamy, bo nie miał miejsca. Zaproponowałam mamie, żeby wykorzystała go jako kwietnik, ale odmówiła twierdząc, że będzie nie ładnie wyglądał. Teraz jak na niego patrzy mówi, że trzeba było mnie posłuchać ;)  








Na co dzień obok szafy stoi łóżeczko Gabrysi, ale darowałam Wam ten widok :)
Jak tylko wydawało mi, że ułożyłam w nim wszystko tak, żeby dało się zrobić zdjęcie, to zaraz okazywało się, że główny lokator postanowił posprzątać w nim według swojego uznania ;)
*** 
Przepraszam, że nie odpisuje na Wasze komentarze, ale ostatnie tygodnie to pasmo chorób moich dzieciaków i najzwyczajniej w świecie brak mi czasu na to, ale liczę na poprawę, bo Mikuś wrócił dziś do przedszkola.
***
 P.S. Tych, którzy nie widzieli lub nie pamiętają jak tu było zapraszam do pierwszych moich wpisów na blogu :)


Miłego tygodnia!
Buziaki!
Monika